i nikt - ja się pytałam wszystkich - nikt nie wie, jakeśmy się tu dostali.<br> Z sufitu, trochę na prawo, zjeżdża ogromna, czarna, lśniąca rura, na jeden metr szeroka, z klamrami, jak komin fabryczny. Otwierają się drzwiczki z tyłu rury i wychodzi stamtąd Cielęciewicz, a za nim sześciu robotników czarno ubranych. Rura zjeżdża wprost na zapadnię i z niej to wyłażą tamci<br> CIELĘCIEWICZ<br>Dobry wieczór państwu.<br> ALBERT<br>Nareszcie mamy komunikację ze światem. Skądeście się tu wzięli, panowie? Jest jakie wyjście?<br> CIELĘCIEWICZ<br>Ale skąd? My w tej rurze też siedzimy od początku i też nie wiemy, jakeśmy się w nią wpakowali. Jestem dyrektor Cielęciewicz