obciera i uprząż na koniu, jak <orig>naszelnik</> podzwania u dyszla, a<br>kopyta klapią po zemlonej ziemi. Najmniejsze kolebnięcie wozu uwierało<br>aż gdzieś w pacierzach.<br> To wszystko odbijałem sobie na Bogu ducha winnym ojcu. Cieszyłem się,<br>że mu ten koń wcale nie pasuje, za urodny jest, za wyniosły, pożałuje<br>kiedyś tego złudzenia. Powinien wiedzieć, że taki koń nie jest<br>stworzony do ciągnięcia byle kogo, ale chyba do tego, aby się w zadumie<br>pogrążać, po komnatach błądzić, cukry jeść z rąk i współczuć bydlęcej<br>doli innym, prawdziwym koniom.<br> Lecz ojciec siedział przykulony nad rękami pełnymi bata i lejców, a<br>oczy miał zmrużone przed