każdy swój dzień rozcieńcza w co najmniej litrze wina, zarzuca komuś pijaństwo, to jest to z jego strony bezczelność albo szaleństwo. Ja nie przeczę, że Polacy lubią sobie popić (któż by nie lubił! - krzyknął ksiądz, który, rzecz dziwna, w podobnych rozmowach zachowuje często przychylną dla mnie neutralność), ale mają tyle zmartwień i kłopotów, o których roztropnym rentierom z Zachodu nawet się nie śni, że nic dziwnego, że szukają od czasu do czasu zapomnienia. Te kłopoty i zmartwienia Polaków nie mają nic wspólnego z tym, co <page nr=90> świetny poeta, lecz niezbyt wnikliwy (Vilbert drgnął) obserwator narodów nazywa trzeźwością, ale tyczą troski stosunku do