nie śledzi, ale nie dostrzegałem żadnej dwuznacznej sylwetki. Może jeszcze działał parasol ochronny dyrektora Zdzisia Pasionki? Odwiedziłem jego biuro: byłem tam przecież fikcyjnym radcą prawnym. Przed wyjazdem do Paryża wpadłem tam parę razy, a prawdziwy radca prawny, adwokat, poczuł się wyraźnie zażenowany moim przybyciem.<br>- Nie wiem, kolego, czym pana zająć - zmartwił się. - Tu na jednego jest za mało roboty.<br>Ponieważ nie odchodziłem, dał mi do przeczytania list, przysłany z Turcji przez niejaką Magdalenę Karakuł. Donosiła z oburzeniem, że pracodawca, czyli właściciel lokalu, zdegradował ją ze stanowiska solistki i obniżył umówioną stawkę wynagrodzenia, gdyż, jak twierdzi, Magdalena Karakuł swym tańcem brzucha nie