umiał się bić, obecnie patrzył sam na siebie z obrzydzeniem, jak <br>na zdechłe ścierwo. Boleśnie odczuwał politowanie ukryte w oczach służby, rodziny, <br>przyjaciół, politowanie, które za jego plecami przemieniało się zapewne w pogardliwe <br>lekceważenie.<br>Czasem przychodziło mu na myśl, że gdyby zdołał ukrzepić się silnie w sobie, <br>może by przełamał zmorę uroku i stał się znów tym co dawniej. Kiedy właśnie <br>na to skrzepienie nie mógł się zdobyć żadną miarą. Wola jego była bezwładna <br>i chora. Skąd mu chcieć, zapragnąć żywo?<br>Znów kroki, szelest sajetowej jubki - wojewodzina, małżonka. Pewnym ruchem podniosła <br>zasłonę i pojawiła się w drzwiach tak nagle, że nawet