panował zaduch, gdyż przez okienko dostawało się zbyt mało powietrza, jak na zgromadzoną tutaj, kilkuosobową grupę ludzi. Z góry, od nagrzanego przez promienie słonecznie eternitu bił żar. Komuś, kto dopiero co wszedł, mogło się wdawać, iż przy panującym na dworze prawie trzydziestostopniowym upale niemożliwością jest wytrzymać w tym smrodzie. Jednakże zmysł powonienia, przytępiony dodatkowo pitym od rana alkoholem, nie wyczuwał już unoszącej się w powietrzu cuchnącej woni. W świniarni znajdowało się około ośmiu trepów. Sami sierżanci i chorążowie. Nie zauważyłem wśród nich żadnego oficera. Zdecydowana większość skupiła się wokół małego stolika, na którym stało parę butelek po wódce, kilka napoczętych puszek