Chcąc ich dopaść, musiał przedostać się na drugą stronę jezdni. Drogę zatarasował mu nieprzerwany potok samochodów. Gdy przedarł się wreszcie na przeciwległy chodnik, pary już nie było, wsiąkła w tłum. Bezsilny płacz złości, dotkliwszy niż płacz z bólu, podstąpił mu do gardła.<br>Dokoła zapalały się i gasły, migocąc na przemian znacząco światłem białym i czerwonym, napisy hotelików, zapraszające gościnnie przechodniów. W każdym z tych hotelików mogła w tej chwili znajdować się Jeannette. Zmęczona pożądliwością wymagającego dryblasa, śpi skulona jak dziecko, ze złożonymi modlitewnie między kolanami rękoma. Drab głaszcze jej białe ciało, wątłe i bezbronne. Pierre poczuł dla niej niewysłowioną tkliwość, graniczącą