Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
jakby poszarpanych mięśni, pozrywanych ścięgien, nie szczędził ani mnie, ani siebie, i stawał się wszechwładny w dobrem i złem, a to zło pozwalało mu panować nad powalonym, który niczego już nie miał po swojej stronie prócz wyobraźni, i ona z całą przenikliwością w tym bólu uczestniczyła, nie odczuwając go, bo zniewalał tylko ciało, wdzierał się w nie okrutnie i bezwzględnie, z wyższością: nic mu prócz woli nie można przecież przeciwstawić, lecz i ta, niezależna i swobodna, przemieniła się nagle w postrzelonego lisa, nie, nie postrzelonego, lisa schwytanego w żelazne wnyki, w zwierzę, którego jedyna nadzieja to odgryzienie łapy, i gryzłem ją
jakby poszarpanych mięśni, pozrywanych ścięgien, nie szczędził ani mnie, ani siebie, i stawał się wszechwładny w dobrem i złem, a to zło pozwalało mu panować nad powalonym, który niczego już nie miał po swojej stronie prócz wyobraźni, i ona z całą przenikliwością w tym bólu uczestniczyła, nie odczuwając go, bo zniewalał tylko ciało, wdzierał się w nie okrutnie i bezwzględnie, z wyższością: nic mu prócz woli nie można przecież przeciwstawić, lecz i ta, niezależna i swobodna, przemieniła się nagle w postrzelonego lisa, nie, nie postrzelonego, lisa schwytanego w żelazne wnyki, w zwierzę, którego jedyna nadzieja to odgryzienie łapy, i gryzłem ją
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego