po chwili patrzyła na mnie swoimi szarymi, poważnymi, zmęczonymi oczyma. <br>W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o co chodzi i czekałem, pewnie z głupim wyrazem twarzy, na dalsze wyjaśnienia, jakby tu było co wyjaśniać. Profesorowa ciągnęła dalej:<br>- Baśka, jak tylko uspokoiło się na ulicach, powiedziała, że wyskoczy na chwilę do apteki zobaczyć, czy wszystko w porządku, czy czasem nie trzeba czegoś zabezpieczyć. Nie chciałam jej puścić, ale uparła się, a i Władek, mój mąż, uważał, że trzeba sprawdzić, co i jak, apteka od kilku miesięcy była pod jej zupełną opieką. Wyszła więc narzuciwszy tylko płaszcz na siebie, bo to niedaleko. Kiedy jednak