swobodnej twórczości duchowej, aby warto było przepisywać jej jakieś odrębne lekarstwa. <br> Zobaczmy, co by wynikło, gdyby poeta nie przyznał schizofrenikowi zasadniczej racji. Przede wszystkim nie uznałby go za osobę poważną, a jego żony za osobę niepoważną, stwierdziłby tylko, że przeżywają to samo zjawisko inaczej. To uwolniłoby go od wstydu. Niewątpliwie żona, kiedy schizofrenik tupie nogą i krzyczy: "Ty idiotko, czemu mówisz, że róża jest piękna? Czy nie widzisz, że to tylko płatki, liście i łodyga?" - nie może na swoją obronę nic powiedzieć, ale i nie musi. Poeta bezwstydny nie godziłby się skwapliwie na oddanie etyczno-spekulatywnym schizofrenikom prawdy i cnoty w