Poniedziałek. Biedny Bednarczyk, jakże szybko o nim zapomniano. Początek tygodnia, dzień pracy. Nie było czasu na rozmyślanie o cudzych szaleństwach. Z samego rana przyszedł policjant, trochę pytał, obejrzał "miejsce wypadku", zapisał coś (Lucjan zauważył, że na żółtym papierze i ogromnie niewyrobionym pismem) i poszedł sobie. Nie wspominano prawie o Bednarczyku, zresztą był to przykry temat, temat niepokojący - w mieszkaniu tym przecież ciągle czaiła się atmosfera śmierci, jeszcze nie wszystko było załatwione, lokatorowie to czuli.<br>Był to wspaniale pogodny dzień. Jeden z tych dni listopadowych, który w sercach wszystkich, zdeklarowanego nawet neurastenika, budzi zwierzęcą chęć życia, patrzenia na wszystko, co życie daje, chęć