dziecko, i niech cię Bóg ma w opiece.<br> Hania próbowała uśmiechnąć się zdrętwiałymi wargami. Słyszeli, jak szła po schodach. Po chwili dobiegł ich znowu charakterystyczny stukot. Wracała. Matka odetchnęła, ojciec przetarł spocone czoło.<br> - Są głodni. Kazali przynieść jedzenie, a potem wyprowadzić stąd gdzieś w pole. Chyba musimy im oddać naszą zupę?<br><br> - Pludry jedne! Państwo mieli się posilić, dla nich gotowałam - biadała Gawlikowa. - I co ja teraz podam na stół?<br> - Nic, nic, wytrzymamy. Weź, Haniu, wazę i talerze, może chleb.<br> Dziewczyna spojrzała bezradnie na Martę. Z kulami nie poradzi. Nikt już nie oponował. Surmowa wetknęła córce łyżki do kieszeni swetra, pieczywo zawinięte