silne, kto by się spodziewał.<br>Otarł bezwiednie twarz i próbując otworzyć oślepłe <br>oko, prawym, nie uszkodzonym, ocenił sytuację, nim skoczył <br>w przód.<br>Twarz Pinokia, naga bez szkieł, bielała o metr. Wziął <br>rozmach zgiętą w tył ręką i walnął <br>zaciśniętą pięścią poniżej tej bieli, <br>lewą chwytając tamtego za ramię, utrzymując w zwarciu. <br>Pinokio jęknął, skulił się, potem skręcił <br>w bok, rzucił ręce w górę, splótł nad <br>głową Adama, jakby ją chciał objąć w uścisku, <br>wgniótł się jak kleszczami, oderwał - i wparł <br>się pięściami w plecy. Pięści waliły dudniąco <br>i twardo; Adam odpowiadał im rytmiką uderzeń w chude <br>piersi okularnika. Wydawało mu się