fakturę asfaltu. Zdjęłam sandały i szłam wolno po chropowatej ulicy i gorących od słońca szynach tramwajowych, potem wzdłuż krawężnika, tam gdzie zawsze jest kurz i piasek, i małe kamyki, to wszystko kłuło mnie w stopy, aż nie mogłam już wytrzymać i zeszłam na trawnik, i dreptałam powoli jego skrajem, nie zważając na wszystkie ukryte między źdźbłami śmieci, ogryzki, niedopałki, psie kupy, szeleszczące papierki. Czułam się tak, jakbym cała była jednym nerwem, każdy kawałek moich stop pragnął nowych dotyków i dozna.. <br><page nr=125> Musiałam wejść na każdy przedmiot, który zobaczy- łam przed sobą, na stara foliowa torbę, na placek błota przy chodniku, na zmięte