pił znowu i jeszcze ten sam trunek powtórny.<br><br>W swym oplistwie był straszny. Szedł zawzięty i blady,<br>Aż dudniły wokoło żyzne ziemie Hellady;<br><br>Szedł i chwiał się, i staczał z gór wylękłych w doliny,<br>Aż bezwstydnie mu zwisał język tłusty i siny.<br><br>Siwą brodą zamiatał pełne mgieł nieboskłony,<br>Ryczał głosem zwierzęcym, toczył ślepiem czerwonym,<br><br>Wreszcie legł nad jeziorem, gdzie był mlecz niezdmuchnięty,<br>Garścią puch jego zmieszał z mgłą i z wonią mdłej mięty,<br><br>Z nieba obłok różowy jeszcze zdarł po omacku,<br>Splunął w garść tak soczyście i tak - po pijacku<br><br>I z tej miazgi poetę stworzył w szale opilczym,<br>Więc poeta