tym, co było. Do niego, jako Naczelnika, należało wybieganie myślą naprzód. "Trzeba nałapać deszczówki, bo w beczce dno", "trzeba pozbierać ziół", "trzeba zapolować...".<br>- Gdzie jest ta dziewczyna, Naczelniku? - głos Koloraczki był ostry. - Gdzie? Co się z nią stało?<br>- Odwieczne Prawo - zamamrotał. - Odwieczne.<br>- Przestań pleść o waszym prawie! Że niby każda zwierzyna, która zapędzi się na obszar Pustkowia, jest wasza. Mówimy o dziewczynce! O dziewczynce, a nie o sarnie! Starsze jest Prawo Wędrowca niż to, które nazywasz Prawem Pustkowia. Powinieneś zapewnić jej gościnę - przerwała, bo bezrozumne oczy Naczelnika uzmysłowiły jej, że traci tylko czas na rozmowę z nim. - Gdzie ona jest?<br>Naczelnik