jego ochrony osobistej, mrukliwy i niedźwiedziowaty Mohammad Fahim i dwaj sekretarze, którzy by dotrzymać kroku komendantowi, na zmianę pracowali i odpoczywali. Wydawało się, że Massud nie potrzebuje wytchnienia.<br>Wciąż żył wśród swoich żołnierzy, spał wśród nich, jadł, z nimi się modlił i osobiście prowadził ich do walki nawet, a raczej zwłaszcza podczas najstraszniejszych, najtrudniejszych bitew. Ludzie mu nieżyczliwi sarkali, że ministrowi wojny to nie przystoi, że tak się nie pełni wysokiego urzędu, wreszcie, że ministrowi i dowódcy rządowej armii po prostu nie wolno tak nieroztropnie narażać życia, mówili, że liczą się nie bitwy, lecz wojny. Ale w Afganistanie tak właśnie prowadzono