gdzie nikomu nie przyszłoby do głowy ich szukać. I udawane spanie w pełnym rynsztunku bojowym, i nagłe pukanie do drzwi, gdy trzeba było szybko wyskakiwać przez okno i jak zwykle ktoś nie zdążył. <br>Powroty, zjazdy absolwentów. Spotkania starych kumpli, których nic już nie łączy. Tak naprawdę mniej byliśmy ze sobą zżyci niż wojenni <orig>kamaraden</>. Niech tak zostanie, choć trzeba dać przecież szansę podświadomości, stąd te nawiedzające tę dziwną szkołę kobiety, hostessy wręczające prospekty w dniach zjazdu absolwentów. Tak, jestem absolwentem, czuję się lepszy, pochodzę przecież z tych dobrych roczników, kiedy jeszcze nie uczyły się tam kobiety. Teraz miesza mi się zazdrość