w kwiaty. Pierwsze posiadaczki tych wspaniałości nosiły się dumnie, ale niebawem niepokojąco ich przybywało, aż jęły spozierać na siebie z ukosa i wreszcie jak w zmowie schowały jedwabie do kuferków. Odtąd działalność ośmiu mechaników nie była tak jawna i łatwa do wytropienia. Każdy z nich, nie wyłączając niegdysiejszego popa, był łasy na kobiece wdzięki, buczał i pchał się jak trzmiel do miodu. Nie przepuścili nawet Nastii, żołnierskiej wdowie, która nosiła w sercu żałobę po mężu poległym na kaukaskim froncie, ale Nastia nie dała się skusić koralikom ani jedwabnym zwiewnościom, tak miłym niewieściej próżności. Więc założyli się mechanicy, że ten, który zdobędzie