nicią. Jan odwrócony był boleśnie od tego, nad czym nachylała się uśmiechnięta pieta. Nie umiem tego wyrazić. Gdybym miał aparat, tobym sobie poradził. Porobiłbym sobie zdjęcia i byłbym zadowolony, dopiero potem, kiedy wziąłbym z pracowni Kodaka gotowe fotografie, pewnie stwierdziłbym, że nic z tego nie zostało. Trzeba próbować wycisnąć ów łup z umierającej, a może od razu martwej pamięci! Co to było? On leżał na jej kolanach, jak zwykle leżą drewniani Chrystusi... Jak to brzmi w liczbie mnogiej? Chrystusowie... On - Jan Chrzciciel, ten, co go uprzedził we wieści - ma zostać teraz zabity. Te boleśnie powiązane ze sobą momenty, uchwycone na dwóch