przecież w sojuszu z aliantami?<br>- Nie wiem - odpowiedział Jassmont, rzucając niedopałek, głupi odruch, przedwojenny. Papierosy trzeba oszczędzać, nawet jeżeli już jutro tamci pozakładają kołchozy. Ten lęk księdza nie był mu obcy. Doświadczył go, wcześniej. <br><br>Jeszcze przed wejściem na plebanię Jassmont powiedział rzecz zadziwiająco oderwaną od rzeczywistości: - Z mojego punktu widzenia Antarktyda może nie istnieć. - Aż tak dotknęła go ta chwila. Tak, właśnie tak, nie czuł teraz związku z niczym poza tym miejscem i tą chwilą. Antarktyda może nie istnieć. Oczka księdza zrobiły się mysie, brudnoszare, matowe, okrąglutkie, zalęknione i chytre. W sieni gęstej od woni fioletowych śliwek zgodnie tupali. Jak folwarczni