Zapraszało do oka cyklonu w chwili, gdy pragnąłem znaleźć spokojną przystań. Teraz musiałem się przełamać, bo wiedziałem, że tam pojadę. Od początku, gdy tylko usłyszałem wiadomość. To było wezwanie nie do odrzucenia. To był rozkaz, poparty sankcją moralną, gorszą od wszystkich niebezpieczeństw centralnego wtedy miejsca w Polsce, jakim była sala BHP w Stoczni Gdańskiej. W tej potrzebie musiało się stanąć. W potrzebie setek tysięcy strajkujących na Wybrzeżu i milionów w głębi kraju dojrzewających do strajku z godziny na godzinę. W potrzebie ludzi, którzy odważyli się upomnieć o rzeczy ważne, a nieobecne w realiach krajowych, o wolność słowa, suwerenność społeczeństwa i demokratyzację