rozumiał, że tej nocy nie dotrze jeszcze do swego domu. Lecz wiedział też, że jutro, nim księżyc wychyli się ponad drzewa, na pewno stanie we wsi.<br>*<br>Zbliżało się południe.<br>Doron spokojnie czekał, aż słońce wespnie się na szczyt Góry. Siedział na sękatym pieńku, może o sto kroków od bramy Gorczem. Broda zarosła jego policzki tak, że nie sposób było się dopatrzyć znaku Liścia. Włosy za to zgolił - jego czaszkę okrywała krótka na paznokieć szczecina. Okryty starą opończą, w wyblakłych spodniach, łapciach plecionych ze słomy, nie bał się, że ktokolwiek go rozpozna. Czekał więc spokojnie.<br>Tłumy, jeszcze przed dwoma dniami przewalające się