smutny, pełen skargi psalm. Wiatr wypadł z ogrodów i uderzył z całej siły w plecy pani Linsrumowej. Biegła coraz wolniej, aż zatrzymała się wreszcie na krańcu osady, przed wielkim i strasznym jak wymarły okręt domem Małpowskich.<br>- Polek, dziecko choreńkie, gdzie jesteś? - szepnęła pani Linsrumowa i przeżegnała się po raz trzeci.<br>Buczał las z jakąś pogróżką, sepleniły śpiesznie, gorączkowo krzaki, skrzypiał parkan jękiem konającego. Pani Linsrumowa poczuła się nieswojo. Zaschło jej nagle w gardle, zadrżała od raptownego chłodu. Uczyniła już jeden niepewny krok do tyłu, gdy nagle przed domem Małpowskich zapalił się czerwony ogieniek. Przygasł, potem znowu rozjaśnił się na krótką chwilę