o sytuacji na froncie, o własnych przeżyciach i celu wędrówki. Zagadywano do siebie - Dokąd pan idzie? - Ja do Katowic, a pan? - Ja do Poznania, Warszawy, Gdańska... Nigdy nikogo z tych przygodnych towarzyszy podróży już potem nie spotkałam. Mam nadzieję, że dotarli do swych odległych celów i znaleźli bliskich, których szukali. Byli to wszystko mężczyźni. My, o ile sobie przypominam, byłyśmy jedynymi dziewczętami.<br>I mnie, podobnie jak tamtych, gnał niepokój o najbliższych, wciąż nie byłam pewna, czy Kraków tak całkiem wyszedł bez szwanku z wojny, czy nie wywożono ludności, nie było akcji pacyfikacyjnych. Dopiero przy zejściu z Lubonia spotkałyśmy pierwszych ludzi idących