kołdrą. Bolała mnie głowa. Zegarek wskazywał za pięć ósmą. Spóźnię się na <page nr=209> śniadanie. Pokój był już pusty, tylko Roullot stał przy oknie przed lustrem czegoś okropnie zadowolony i śpiewał:<br>Miałeś, chamie, złoty róg, Miałeś, chamie, czapkę z piór...<br>- Ach, obudziłeś się wreszcie. Już od pół godziny śpiewam ci nad uchem. Cha, cha, cha, chi, chi, chi. Szykuję ci siurpryzę. - Wyglądał nieprawdopodobnie błazeńsko. Cóż on znowu knuje? Miał na sobie sztuczkowe spodnie, granatową marynarkę i smokingowy kołnierzyk. - Słuchaj - rzekł przymilnie - pożycz mi tę swoją czerwoną muszkę w grochy...<br>- Weź - powiedziałem - cóż znowu za błazeństwa wyrabiasz?<br>- Cha, cha, cha - zaśmiał się Roullot mizdrząc się