pewne skostnienie, jakiemu ulegała od dłuższego czasu twórczość powieściopisarska. Rzecz nie w tym, że na początku lat siedemdziesiątych nie powstają już pozycje wybitne. Jednak czytelnik może już wówczas - niemal bez ryzyka błędu - powiedzieć, jak wyglądać będzie następna książka Stryjkowskiego, Buczkowskiego, Parnickiego, Lema. Sensacje są równie mało prawdopodobne, jak wielkie klęski. Co gorsza, wszyscy mamy już świadomość, że mistrzowie naszej ówczesnej prozy raczej nie znajdą wybitnych kontynuatorów. Uczniowie Stryjkowskiego mogliby być chyba tylko epigonami, ze szkół Buczkowskiego i Lema wychodzą adepci wyjątkowo niefortunni. Około 1977 roku krytyka i historia literatury (szkolna, akademicka) uporządkowały i uprościły obraz naszej beletrystyki. Proza dzieli się na ukształtowane