zwaliła go na ziemię, pod nogi elfów. - Taki, który pod rożenkiem trzaska. Macie, byście w pochodzie z głodu nie osłabli. Mnie już niepotrzebny.<br>- Nie jedziesz na południe?<br>- Jadę.<br>Jadę, pomyślała, jadę szybko. Muszę ostrzec tego głuptaka wiedźmina, muszę uprzedzić, w jaką zawieruchę się pakuje. Muszę go zawrócić. <br>- Nie jedź, sor'ca.<br>- Dajże mi pokój, Coinneach.<br>- Nadchodzi burza od południa - powtórzył elf. - Idzie wielka nawałnica. I wielki ogień. Schroń się w Brokilonie, siostrzyczko, nie jedź na południe. Zrobiłaś dla nas dość, więcej już nie możesz. I nie musisz. My musimy. Ess'tedd, esse creasa! Na nas czas. Żegnaj. <br>Powietrze było ciężkie i gęste.<br> <br>Zaklęcie