Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
nie dokończonych sztychów, jakie zabrałoby mi nie więcej niż dwie-trzy minuty... Ów brakujący łut szczęścia, za to pod dostatkiem wiatru i dziura, w której "zmieściłaby się para kochanków w każdej pozycji". Coś strasznego! Osiem godzin roboty.
Sztorm się kończy. Co najdziwniejsze wiatr odkręca i wieje prawie że z południa! Decyduję się stać jeszcze jedną noc, kierując się na wschód lub prawie na wschód. Dotychczas bowiem na wschód posuwaliśmy się tylko w buńczucznych komunikatach magnetofonowych: "Nord" w drodze na wschód, "Nord" w drodze na wschód... A juści!
Ale teraz to się nam udaje. Lecimy jak na skrzydłach, tnąc kłęby mgły po omacku
nie dokończonych sztychów, jakie zabrałoby mi nie więcej niż dwie-trzy minuty... Ów brakujący łut szczęścia, za to pod dostatkiem wiatru i dziura, w której "zmieściłaby się para kochanków w każdej pozycji". Coś strasznego! Osiem godzin roboty.<br> Sztorm się kończy. Co najdziwniejsze wiatr odkręca i wieje prawie że z południa! Decyduję się stać jeszcze jedną noc, kierując się na wschód lub prawie na wschód. Dotychczas bowiem na wschód posuwaliśmy się tylko w buńczucznych komunikatach magnetofonowych: "Nord" w drodze na wschód, "Nord" w drodze na wschód... A juści!<br> Ale teraz to się nam udaje. Lecimy jak na skrzydłach, tnąc kłęby mgły po omacku
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego