było - a więc właśnie tych listew, sprzętów, rekwizytów, które przekazywane z rąk do rąk płynęły w światłach reflektorów nad głowami ludzi i wracały do nas wśród śmiechu i krzyków. Wtedy Dymny, aby uspokoić rozbawioną salę, polewał rzędy wodą z butelki, mówił monolog o kapitalizmie i socjalizmie, po czym wychodziła Ewa Demarczyk i śpiewała wiersze wojenne Baczyńskiego. Powstawała metafora: rozgardiasz ze sprzętami, szał z podawaniem ich sobie na widowni, studzący to wszystko wodą Dymny i Ewa z wojną.<br> W Zakopanem zdarzyło się tak, że jedna z listew wpadła do ust Wieśka wbijając mu się w dziąsła. Zobaczyliśmy nagle krew, zapanowała cisza. On