dżumy z początku ucieszył mnie, jak proste a nie przewidziane wyjście z sytuacji. Liczyłem, że mnie ona wyręczy, że przyszedłszy następnego wieczora pod pański hotel, z codziennym zamiarem zabicia pana, tym razem już na pewno - natknę się na nosze z pańskimi zwłokami. Przychodzę co wieczór, punktualnie o godzinie przejazdu trupiarek.<br>Dżuma jednak pana oszczędza. Początkowo sprawiało mi radość chodzenie za panem krok w krok, obserwowałem pana, jak się miotasz bez celu po pustych nocnych uliczkach jak szczur schwytany w pułapkę. Pewność, że mimo wszystko, prędzej czy później, musisz umrzeć od zarazy, była mi jedyną pociechą w moich codziennych bezpłodnych powrotach. Czas