Sonntag, Warszawska piętnaście." Schował kartkę do kieszeni i nie patrząc na Fornalskiego ruszył do mieszkania.<br>Była mniej więcej siódma rano. O tej porze pikole czując, że mają jeszcze dwie godziny wolne, spali jak zabici. Romek jednak ocknął się za pierwszym skrzypnięciem drzwi - czekał na to od wczoraj, nasłuchiwał przez sen.<br>Fornalski przemaszerował przez pokój i z rękami w kieszeniach spodni stanął przy oknie, bokiem do Romka - ten odwrócił się do ściany, kołdrę podciągnął pod brodę - bura plama pod okiem zdawała się być trójwymiarową.<br>Za oknem, w sali restauracyjnej, dudniła cisza, odgłosy kawiarniane docierały tu z trudem, przefiltrowane przez ścianę, pozbawione ostrości