gdyby potok szumiący, wieczne wspomnienie o pięknej pani Laurze. A nieprzerwana jej nieobecność, głuchy step rozstania, sahara jałowa i wyschnięta życia bez niej - drażniła go i rozjuszała. Nie podobało mu się tutaj, w tym mieście. Nic tu nie miał wielkiego, olbrzymiego, na czym czucie zawisnąć by mogło. Rozumiał prace owego Gajowca, prace surowe i na nic niebaczne, wszczepione jak pług w przyszłość tego kraju. Ale się tą zimną, ścisłą, nieefektowną prozą nie mógł przejąć. Gajowiec marzył jako o szczęściu swym, o ideale swego życia - o polskim pieniądzu. Gdy wymawiał słowo "złoty", rozanielał się, jaśniał, promieniał. <orig>Tłomaczył</> długo młodemu kamratowi, jakich to