mylił pozorny spokój uliczek, ale w ludziach zaczynało się dziać coś podejrzanie dziwnego. Spotkaliśmy raz eleganckiego pana, który miał w butonierce wpiętą pospolitą kuchenną marchewkę, na jednym policzku wyrysowany kredką kwiatek, na drugim jakąś wysoką, w tonacji majowej, nutę.<br>Widząc to cieszyłem się i byłem dumny, że w naszym z Galileuszem, utajonym przed oczami zwariowanych dorosłych świecie było wszystko na miejscu, przyzwoicie racjonalne. Ciągnęło mnie do książek solidnych, co wytrzymały próbę czasu, czekając cierpliwie na rozważnego czytelnika na półkach jakiejś zakonspirowanej nory bukinisty.<br>Była właśnie taka na naszej trasie. Ciągnąłem tam matkę zapatrzoną w sklepy jubilerskie. Mój bukoliczny nekropol książkowy miał