licznie wymienianych listach. A wszystko to w lekkiej "romansowej" mgiełce, gotowej pierzchnąć w każdej chwili w obawie, aby gęstniejąc, nie zatarła realnych kształtów postaci i wydarzeń. Ale nie byłaby Eliza - Seweryna panią Orzeszkową o wrażliwym, spragnionym ciepła sercu, gdyby - odczuwając nawet dotkliwe ukłucia tych wszystkich "szpilek, sztylecików, kolców" ze strony Garbowskiego, trudnego i neurastenicznie nierównego człowieka - nie wołała z uniesieniem: "Pan wplótł w me życie, w mroki codzienne - promień [...] Jestem komuś na coś potrzebna", gdyby nie próbowała złudnie tłumaczyć sobie pewnych cierpkich słów literackiego wspólnika zazdrością o nią, nie tłumaczyła się, że to wysyłanie, dzień po dniu, pocztowych kart to nie