ale chyba tylko dlatego, że Wielkanoc była tuż, tuż. Po kilku minutach postawiono przede mną rozgrzaną patelnię z jajami sadzonymi na boczku, cebuli i papryce, przystrojonymi połówkami duszonych pomidorów i podsmażonych pieczarek. Najważniejsze, aby boczek nie był przypalony, białka ścięte, żółtka płynne, no i pomidory miękkie. Zaiste wykluczające się warunki. I choć całość jest diabelsko sprytną kompozycją, to smak Gaborowych jaj niestety meandrował z powodu przypalonego na czarno boczku. Żądam też na przyszłość, aby pofatygować się te 100 metrów i kupić od gaździn na targu pod Gubałówką jaja od kur grzebiących, bowiem fermowe mają się do tych ostatnich tak jak krzesło