cudu do cudu, od przypadku do przypadku, od smaku do smaku. Smak tamtego, cudacznego wyjazdu do Francji, smak zostania, pierwszych francuskich słów, bydlęcych wysiłków, by nie utonąć. Są paryskie teatry, jest cud pracy z <foreign>Brookiem</> <br>i codzienny, poranny ołówek w zębach, żeby wieczorem mieć prawo powiedzieć do ludzi: <foreign lang="fr">żetem..</>. Kot Jeleński i Daniel Olbrychski, <name type="person">Jacques Lassalle</> i ukochana garderobiana, <name type="person">Spielberg</>, Wojciech Pszoniak i jeszcze ktoś byle jaki, przypadkiem muśnięty w metrze. Komedia Francuska też jest. Cud <name type="person">Moliera</>, cud <name type="person">Racine'a</>, cud Awinionu. Są wszyscy, jest cały świat, słowem - jest, co ma być, by... No właśnie... By - co? "<q>Czy mój wyjazd do Francji