że pan nawiał, to zamilkłem, wziąłem ogon pod siebie.<br>- I podpisaliście - gorzko wypomniał Istvan.<br>- Podpisałem. Nie ja jeden. Tak wypadało, nie było się co upierać.<br>- Dobra, stary, nie ma o czym mówić. Najważniejsze, żeście się na mnie nie zawiedli.<br>- Wyszło tak, jakby nam kto w pysk dał.<br>- Szyfrant jest jeszcze?<br>- Jest, jest u siebie. I pani sekretarka też.<br>Przeskoczył zwinięty kłąb chodnika w połowie schodów jak zbyt wysoki próg. Ledwie otworzył drzwi, Judyta wstała zza biurka i rzuciła mu się na szyję jak uratowanemu. Całowała. Nie objął jej, stał z opuszczonymi rękami. Ciepłe, duże, życzliwe ciało garnęło się do niego, widział tuż