duchy zniknęli. Kalias omal nie płakał. Wstał, otrzepał się z piasku, zarzucił na plecy płaszcz i sandały, których dziwnym trafem rabusie nie zauważyli, i ruszył dalej. Bubo, smutny, z poczuciem winy, powlókł się za jego nogą. Wędrowali niestrudzenie. Kalias wierzył, że pomyślność dalszej podróży zależy od szybkiego dostania się do Kapui. Głód mu już dokuczał. Od rana, gdy zjadł śniadanie z życzliwym Grekiem, nie miał nic w ustach. Słońce prażyło. Żal za straconym woreczkiem, zmęczenie, przykre ściskanie w żołądku i pragnienie dręczyło strudzonego wędrowca. Wreszcie, wyczerpany do ostatka, położył się pod cienistym platanem. Bubo położył się obok niego i usnął, ale