ciągnąc za włosy. Chwyciwszy jego głowę, zaczął nią walić o chodnik, wwiercał nóż we wszystkie części ciała. Gryzł, scyzorykiem poprawiał. "Ojcze, gdzie jesteś?! Pomocy! Nie będę prawdziwym mężczyzną!" - wycie pod czaszką doprowadzało go do nieprzytomności. A Północny dalej nie próbował się bronić, co akurat teraz w ogóle nie zdziwiło Zygmunta. Kolebał się jak worek treningowy, charczał i pluł na boki - kupa mięsa obciągnięta skórą, z zakrwawionymi włosami jak śmieszną kokardą u góry. Ale oddychał jeszcze, ruszał się powoli, niczym zgnieciona na szybie mucha. Jak dobić człowieka, który już dawno powinien nie żyć? Zygmunt, chwyciwszy Północnego pod pachy, zaczął ciągnąć go na