i niby hipnotyzer wpatrywał się w ptaka. Kilka minut trwał tak, przyczajony, w końcu sprzykrzyło mu się to bezskuteczne wyczekiwanie na zaczepkę i bardzo ostrożnie posunął się w stronę kury. Przystanął, znów się przybliżył... Przywarł brzuchem do podłogi i wysunął prawą lapkę, tuż, tuż kury. Przerażona zagdakała i zatrzepotała skrzydłami: <page nr=279> Kotek odskoczył, ale zaraz przysunął się jeszcze bliżej i położył łapkę na końcu sznurka, zwisającego z nóg kury. Teraz jednak chwyciła ją Teodozja i uniosła do góry, mówiąc do kotka: "A psik, won precz! Ty drapieżco!" Odskoczył i usiadł sobie w pobliżu. Teodozja stanęła nad miednicą, przytrzymała kurę kolanami, prawą ręką