zrobił. Byle ujść z życiem, gotowi przysięgać, jacy są dobrzy. Niewinne baranki, myślała Marta. Spostrzegła, że trzech czy czterech Niemców wymyka się z kredensu do jadalni. Idą przez długi pokój, wyszli do holu.<br> - Poddałbym się, ale strach tamtych - powiedział Niemiec z Łodzi.<br> Kolegów już nie było. Zostali we dwóch z Lotaryńczykiem. Dopadł okna, wyjrzał, wyjrzały i Marta z Hanią. W szarzejącym przedwieczorze między nagimi krzewami jaśminów i bzu przemykały drobne figurki. Francuski Niemiec wspiął się na palce, rozepchnął kobiety, oparł na parapecie karabin i pociągnął spust.<br> - Uciekajcie! - krzyknął Surma.<br>Marta szarpnęła Hanię, siłą pociągnęła ją do piwnicy. Wpadły na schodki, zatrzasnęły