tu! - wołał pan Dobrzynkiewicz, składając czarny parasol, którego chciał użyć jako narzędzia kary. Lecz Kajaki z dziwnym pośpiechem oddalał się żywo i dopiero w bezpiecznej odległości przystanął, aby wykonać kilka poniżających i bezwstydnych gestów pod adresem Zenusia, który rozcierał dyskretnie obolałe miejsce, nie przestając płakać. Zza rogu ukazał się pan Maciejko jadący na rowerze. On także przyłączył się do pochodu. Okrywszy połą peleryny swój wehikuł, szedł obok wozu, spoglądając badawczo na Polka.<br>- Co to ja chciałem powiedzieć - rzekł w pewnym momencie. <br>- Przykry wypadek. Już rok temu składałem meldunek, żeby papiernię zabezpieczyć. Bo to, panie, nie powinno być nic takiego, co by