Jakoś tak się złożyło, że w parę dni po tym, wędrowaliśmy na pierwszą wspólną malarską wyprawę.<br>Zaprowadziłem Ją na Cegielnię, ładnie położony przysiółek nad wodą płynącą ze Sztolni Ponikowskiej. Rozsiedliśmy się na wysokim brzegu, rozłożyliśmy nasz sprzęt malarski - u mnie był to po prostu blok rysunkowy i miękki ołówek. Pani Maria malowała pejzaż z tą wodą, a ja tymczasem rysowałem dwoje małych dzieci, które zwabione naszym widokiem, usadowiły się nie opodal nas, obserwując z zaciekawieniem naszą pracę. Nie lubię osobiście, gdy pracuję, jak mi ktoś "patrzy na ręce", dlatego też, uważając, że Pani Maria tego nie lubi, usadowiłem się nieco z