głową. <br><br>- Dukaty - pociągnął nosem Adam. <br>- Szpenio! - pochwalił go Ignaś. - Masz węch. <br>Prawie zgadłeś. Belwedery, kameduło. Ostatnie. Od jutra <br>przechodzę na sianko. Siła wyższa, bo chociaż mocne, <br>ale marne. Do pierwszego nie starcza na cygara, a zapas skonfiskowali. <br><orig>Komprenewu</>? A ty, kameduło?<br>- Nie - uciął Adam. - Harcerz, rozumiesz. <br>Od kolebki i uczynków. <br>- Nie ma sprawy. - Ignaś rozłożył ręce. - Konstytucja <br>nie zabrania. Sport? - zainteresował się. - Nożna? <br><br>- Biegi. Długodystansowe. <br>- Szanuję. Pochwalam. Nie namawiam wobec tego. A wiesz, <br>kameduło, że znalazłem taką metę. - Podniósł <br>łokieć w górę. - Kiosk, <orig>komprenewu</>? Jakbyś <br>zmienił plany życiowe i wycofał się z przebierania <br>nogami, zaprowadzę po znajomości. Babka stara, zna życie. <br>Daje ciąga