oto wspomnienie J. Uznańskiego:<br>Powoli osuwałem się w dół, w ciemność rozświetloną czołówką, nad okapem zobaczyłem zaklinowaną za wystający głaz linę, wciętą tak głęboko, że nie było mowy, aby mogła sama wypaść. Trzymając się jej zacząłem zjeżdżać z okapu. Byłem w wolnym zwisie, a obok mnie na ławeczkach siedział taternik. Obaj nie mieliśmy kontaktu ze ścianą. Były trudności z zabraniem go do szelek Grammingera, więc po sprawdzeniu, że nie jest ranny i po przywiązaniu go pętlami, dopiąłem Węgra do linki stalowej, na której i ja wisiałem. Nylonową linę, która łączyła mojego "klienta" z partnerem zmuszony byłem przeciąć, nie było bowiem czasu