opiekun. Żeby mogła przytulić się do niego i ukryć - przed całym smutkiem, całą grozą świata. To nie mogło oznaczać niczego innego niż - że Aurelia kocha się w Maćku, choć wie, że nie powinna.<br>Potrząsnęła głową, mamrocząc coś do siebie. Babcia rzuciła jej zdziwione spojrzenie, więc Aurelia przywołała się do porządku.<br>Ochłonęła trochę. I zaraz się przekonała, że jej początkowe wrażenie było mylne: w pokoju była tylko pani Zdzisia i jej gburowaty syn Artur - zasępiony i wyraźnie nierad, że musi uczestniczyć w podejmowaniu tak nieciekawych gości.<br>Konrad, biedaczysko, stał pod ścianą, ze swą wielgachną, ciężką torbą u nogi. Minę miał taką, jakby