wyszedł Alojzy P., który dowiedziawszy się w końcu, gdzie naprawdę trafił, był wprawdzie bliski omdlenia, ale koniec końców chwalił sobie ten przedziwny zbieg okoliczności. <q>- W izbie wytrzeźwień to bym musiał zapłacić Bóg wie ile, a w szpitalu obsłużyli mnie za darmo</> - powtarzał za każdym razem, gdy opowiadał znajomym swoją historię.<br><br>***<br><br>Odsłona druga. To zdarzenie nie miało tak niewinnego przebiegu jak poprzednie: skończyło się połamaniem nóg i procesem sądowym. Ale nie uprzedzajmy faktów.<br>Piątek, wczesne popołudnie. Wiejską drogą wlecze się furmanka. Na koźle drzemie woźnica, najprawdopodobniej uśpiony rytmicznym, leniwym stukotem kół po wyboistej drodze. Na wozie, za plecami woźnicy, leżą dwie trumny