ciałach, patrzyli i byli w tym intensywni i piękni. Stawałeś obok i pragnąłeś wstąpić na chwilę, korzystając z tego postoju, z tej ciężkiej, nabrzmiałej erotycznym zewem gatunku pozy - i wejść w tamto życie zawierające nieznany bezmiar dni, godzin. Nagle objawia się oszałamiająca różnorodność - jakby każde z tych poszczególnych istnień zakwitło. Oszałamiająca prawdziwość wieczornego ogrodu. Kwiaty na grządkach kwitną i pachną na całego, i mówią ci, że istniejesz naprawdę. Po co więc było pchać się do tego namiotu, gdzie jakaś francuska grupa pokazywała insekty? Patrzyłeś na tę grupkę wcale nie lepszą, raczej jakby gorszą od tych innych, których wchodząc do namiotu, postanawiałeś