Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
kończące się wstrząsy, te uderzenia. Coś w rodzaju (przepraszam za tę kolejową manię) łomotu spinanych wagonów. Nieopisane przeciążenia, gdy spadający - dosłownie w próżnię - jacht w jednej sekundzie wynoszony jest piętra w górę przez nadlatujące fale.
Strumienie deszczu mieszają się z bryzgami fal. Mgła kładzie tępy pazur na deszcz i furie Pacyfiku. Z godziny na godzinę zaciera się coraz bardziej różnica pomiędzy wodą a powietrzem. Oba żywioły kłócą się i łączą, tworząc coś w rodzaju mokrej nieprzezroczystej plazmy.
Stoję w kokpicie trzymając rumpel. Wściekłość oceanu wygnała mnie z kajuty, kazała chwycić rumpel i pełnić nie kończącą się wachtę. Fale są tak duże
kończące się wstrząsy, te uderzenia. Coś w rodzaju (przepraszam za tę kolejową manię) łomotu spinanych wagonów. Nieopisane przeciążenia, gdy spadający - dosłownie w próżnię - jacht w jednej sekundzie wynoszony jest piętra w górę przez nadlatujące fale.<br> Strumienie deszczu mieszają się z bryzgami fal. Mgła kładzie tępy pazur na deszcz i furie Pacyfiku. Z godziny na godzinę zaciera się coraz bardziej różnica pomiędzy wodą a powietrzem. Oba żywioły kłócą się i łączą, tworząc coś w rodzaju mokrej nieprzezroczystej plazmy.<br> Stoję w kokpicie trzymając rumpel. Wściekłość oceanu wygnała mnie z kajuty, kazała chwycić rumpel i pełnić nie kończącą się wachtę. Fale są tak duże
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego